Kiedy ubrałam już wszystkie kamienie... sięgnęłam po największego! :p
Dawno temu miałam pufę jeża i bardzo ją lubiłam. Jednak po pewnym czasie pokrowiec się przetarł i została wielka, dmuchana poduszka. Długo szukaliśmy takiego samego jeża, ale nigdzie nie było; znalazłam inne zwierzaki, ale żaden mi się nie podobał, a nawet nie pasowałby do pokoju. Tak więc dmuchane wypełnienie leżało sobie w piwnicy aż czasu, kiedy zepsuł się fotel i szybko trzeba było znaleźć inne siedzisko.
Na pomysł szydełkowej pufy wpadła moja Mama i zaczęła ją robić. Okazało się jednak, że nigdzie nie można było znaleźć dobrego wzoru i szydełkowanie 'swetra' przejęłam ja. Od razu skojarzyło mi się z wielkim kamieniem :D
Miałam z tym trochę zabawy, bo wzór wymyślałam na bieżąco. Trzeba było czasami coś spruć,bo wychodziło za małe i się zwijało, albo wręcz przeciwnie, było zbyt szerokie; jednak się nie zniechęciłam :) Lubię wyzwania ;)
Szydełkowy pokrowiec jest na dole ściągnięty i przewiązany łańcuszkiem, dzięki czemu dobrze się trzyma, a w razie potrzeby łatwo można go ściągnąć i np.: wyprać. Dodatkowo nie ślizga się na podłodze i można na nim wygodnie siedzieć, leżeć, trzymać nogi. Kto co lubi :)
Felkowi chyba też się spodobał nasz Pan Pufa :D